czwartek, 8 lipca 2021

#2 Praca

 #2 Marzenna Jak pokonać wilka?

 

Czerwony Kapturek to dziewczynka, której imienia nikt nie używa, bo, od kiedy babcia podarowała jej czerwoną czapeczkę, wszyscy nazywają ją właśnie Czerwonym Kapturkiem.

Otóż pewnego dnia Czerwony Kapturek wyruszył do babci z plecaczkiem pełnym różnych potrzebnych rzeczy. Na świecie szalał koronawirus, babcia mieszkała za lasem i jako seniorka nie mogła wychodzić sama z domu, więc dziewczynka zrobiła jej zakupy i niosła je w plecaku.

Był pierwszy majowy wtorek, wiosna w pełnym rozkwicie. Świeciło słonko, wiał lekki wiatr, więc dziewczynka szła, podśpiewując sobie wesoło, choć fałszywie, bowiem brak słuchu był jej piętą achillesową. Śpiewać jednak bardzo lubiła i nic jej nie zniechęcało.

Las wyglądał przepiękniezielone liście błyszczały, z trawy wychylały się żółte główki mleczy, białe stokrotki rozchylały delikatne płatki i pachniały fioletowe fiołki.

Dziewczynka przyglądała się im z zachwytem. Nagle zobaczyła biegnącego zająca.

- Cześć, zajączku – zawołała. – Dokąd tak biegniesz?

- Cześć, Czerwony Kapturku – odpowiedział zasapany zajączek. – Uciekam, bo w naszym lesie pojawił się groźny wilk i boję się, że mnie zje. Bo wiesz, wilki są zawsze bardzo głodne i zjadają wszystkich, których spotkają.

- Nie wierzę – odparł Czerwony Kapturek. – Na pewno ten wilk nie jest taki straszny jak mówisz.

- Jest, jest – upierał się zając. – Lepiej wracaj do domu i nie kręć się po lesie bez potrzeby.

- Nie mogę, muszę zanieść babci zakupy, bo nie wychodzi z domu ze względu na koronawirusa.

- Jak chcesz – powiedział zajączek. – Ale pamiętaj, że cię ostrzegałem.

I pokicał dalej. A Czerwony Kapturek szedł już ostrożniej, rozglądając się uważnie dookoła. Jednak nie uciekł, jak radził mu zajączek, bo był odważną i mądrą dziewczynką.

Nagle usłyszał wołanie:

- Czerwony Kapturku, Czerwony Kapturku!

Czerwony Kapturek rozejrzał się, ale nikogo nie zobaczył.

- Kto mnie wołał? – zapytał zdziwiony.

- To ja, wróbel – powiedział wróbel i zatrzepotał skrzydełkami.. – Mam dla ciebie okropną wiadomość.

- Co się stało? – zaniepokoił się Czerwony Kapturek.

- Zły wilk połknął twoją babcię.

- Ojej, to straszne – zmartwił się Kapturek. – Jak to się stało?

- Podłe wilczysko oszukało biedną staruszkę, która ma słaby wzrok i słuch, metodą na wnuczka. Po prostu zapukał i powiedział, że jest tobą, czyli Czerwonym Kapturkiem, a babcia mu uwierzyła i otworzyła drzwi. No i wtedy wilk ją połknął. Ale niestety, to mu nie wystarczyło i teraz chodzi po lesie i ciebie szuka.

- A po co?

- Jak to, po co? – odpowiedział wróbel. – Żeby i ciebie zjeść. Wracaj lepiej do domu, a po drodze zajdź do leśniczego i poproś go o pomoc.

To mówiąc wróbel odleciał.

- Dziękuję za ostrzeżenie – zawołał Czerwony Kapturek, ale wróbel był już za daleko, aby to usłyszeć.

- Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby pokonać tego wilka i uwolnić babcię – postanowił Czerwony Kapturek i ruszył w las, rozglądając się jeszcze uważniej.

A tymczasem wilk wędrował po lesie, szukając Czerwonego Kapturka, mrucząc pod nosem:

Gdzie, u licha, jest ten Czerwony Kapturek, bo jestem coraz bardziej głodny? Ale oto i on.

Ale zdziwiony usłyszał, że Kapturek woła:

- Lepiej stąd znikaj, wilku, bo jak nie to będzie źle.

- Odbiło ci? – spytał zdumiony. – Naprawdę myślisz, że mnie przestraszysz?

- No, nie. Tak tylko sobie żartowałam.

- No to na drugi raz nie żartuj tak głupio. Ale co ja gadam, drugiego razu przecież nie będzie. Informuję cię, że połknąłem twoją babcię, a teraz zjem także ciebie.

- Trudno, jak trzeba, to trzeba. Zrobisz, co musisz. Ale szkoda, żeby zmarnowało się to pyszne jedzenie, które niosłam dla babci. Bo przecież jej już nie będzie potrzebne. Może się poczęstujesz tą pyszną kanapką?

- Może być – zgodził się wilk. – Na przystawkę kanapki, daniem głównym będziesz ty, a potem poszukam deseru.

- Proszę, wilku. Oto cztery kanapki dla ciebie. Przygotowała je moja mama.

- Jakoś dziwnie smakują. Chyba twoja mama nie jest najlepszą kucharką.

- Moja mama gotuje najlepiej na świecie – oburzył się Czerwony Kapturek. – To ty się nie znasz.

- Dobrze, już dobrze. Nie kłóćmy się. – mówiąc to wilczysko pożarło wszystkie kanapki.

- I jak się czujesz po tych kanapkach? – zapytał słodkim głosem Czerwony Kapturek. – Chyba nie najlepiej, bo jakoś tak zbladłeś.

- Rzeczywiście, jakoś dziwnie się czuję – powiedział wilk, chwytając się za brzuch. – Co było w tych kanapkach?

- Najbardziej trujące zioła w całym lesie – odparł triumfalnie Czerwony Kapturek.

- Chciałaś otruć własną babcię? – zdumiał się wilk.

- Ale ty jesteś głupi – odparł pogardliwie Kapturek. – Kanapki dla babci były bez tych ziół. Włożyłam je tam specjalnie dla ciebie.

- A skąd o mnie wiedziałaś?

- Zwierzęta leśne mi powiedziały, więc się na spotkanie z tobą przygotowałam. A teraz ci opowiem, co czeka cię po zjedzeniu tej trucizny. Za chwilę zacznie cię okropnie, ale to okropnie, boleć brzuch i będzie bolał coraz bardziej i bardziej. Potem wypadną ci wszystkie zęby, potem odpadną pazury i wypadnie cała sierść, co do włosa. I będziesz wyglądał jak wstrętny łysy robal. Będzie cię swędziała cała skóra i żeby się podrapać, będziesz musiał czołgać się po ziemi.

- Czy nic się już nie da zrobić? – zapytał przerażony wilk.

- Owszem jest pewien sposób, ale musisz mi oddać babcię i obiecać, że już nigdy nikogo nie zjesz.

- Obiecuję, przyrzekam, przysięgam – jęczał wilk. – tylko zdradź mi ten sposób. Przejdę na wegetarianizm, będę jadł owoce i warzywa, a mięsa nawet nie tknę. Już mi nawet przestało smakować.

- Myślę, że obiecujesz gruszki na wierzbie, ale dobrze. Jednak najpierw oddaj mi babcię.

Wilk się natężył i wypluł babcię. Staruszka trochę oszołomiona spoglądała raz na wilka, raz na wnuczkę.

- W porządku. Masz tu butelkę z antidotum i uciekaj, gdzie pieprz rośnie – zawołał Czerwony Kapturek. – I nigdy tu nie wracaj.

Wilk chwycił butelkę i zmykał aż się za nim kurzyło.

- Dziękuję ci za ratunek – powiedziała babcia. – Gdyby nie ty, byłoby ze mną krucho.

- Cieszę się, że mogłam ci pomóc, kochana babciu – odparł Czerwony Kapturek.

- Ale powiedz mi, skąd wzięłaś te trujące zioła? – zaciekawiła się babcia. – Przecież w naszym lesie takie nie rosną.

- Ale ten głupi wilk o tym nie wiedział – zaśmiał się złośliwie Kapturek. – I uwierzył w to, co mu powiedziałam.

- A co mu dałaś jako antidotum?

- Butelkę mleka z Biedronki.

- Ha, ha, haroześmiały się obie. – Ale to głupie wilczysko.

Przez dłuższą chwilę stały na leśnej ścieżce, nic nie mówiąc. Wreszcie milczenie przerwała babcia.

- Jestem z ciebie taka dumna, Czerwony Kapturku – powiedziała. – Okazałaś się bardzo mądrą i dzielną dziewczynką. To szczęście mieć taką wnuczkę. Doskonale poradziłaś sobie z tym wilkiem, który miał pecha, że właśnie na ciebie trafił. A teraz chodźmy do mnie, po takich przeżyciach należy nam się coś pysznego. Wprawdzie kanapki przepadły, ale zapraszam cię na szarlotkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz